Biorąc pod uwagę to, ze mam daleko do domu, a jest cholernie zimno to doszlam do wniosku że zaraz zamarznę. Śnieg sypie jak jeszcze nigdy co utrudnia w patrzeniu gdzie sie idzie. I moze wlaśnie dlatego wypierdzieliłam się na środku chodnika. Rękawiczki przemokły, palce szczypią a zepsute buty dają się we znaki. Poprawiłam czapkę i jakoś szłam dalej. Na moje nieszczęście robilo się coraz zimniej. Przyśpieszyłam kroku i moglambym powiedzieć, że widziałam już wielki budynek. Biurowiec. Doskonale poznawałam jasny neon zaczepiony na nie najniższym i nie najwyższym piętrze. Tam pracuje moja mama. Skoro rano zapomniałam kluczy to i tak nie mam gdzie iść. Przeszłam przez pasy i czując że chodnik został wysypany piachem, pobiegłam ile sił przed siebie. Dobiegłam w niecale pięć minut. Drzwi otworzyly się same a ja zmarźnięta wbiegłam tam jak oparzona. Chociaż oparzenie teraz by się przydało. Weszłam do windy, wcisnęlam przycisk 5 i mogłam już tylko czekać aż wjadę na piętro. Minuta i bum... wyszlam z tej klitki i mokra podeszłam do biurka mamy. Oczywiście jej nie zastałam. Usiadłam na krześle, plecak rzuciłam gdzieś na bok i zdjęlam czapkę i szalik. Już po chwili zobaczyłam jak moja mama zbliża się tu ze swoją znajomą. Jej mina byla bezcenna gdy mnie zobaczyla.
-Jade? Co ty tu robisz?-spytała kladąc kubek z kawą na biurku. Pokazalam jej tylko jak wyglądam i natychmiast się uspokoila. Usiadła przy komputerze i zaczęla coś wpisywać.-Dostałas jakieś oceny w szkole?-oderwała się na chwilę od monitora. Pokręciłam głową.-Jakies usterki? Bylaś u pielegniarki czy co?-ponownie zaprzeczyłam.-Lekcje wam jakieś zadali?-wkurzyłam się. Ja rozumiem być zapracowanym czlowiekiem ale nie wiedzieć, nic o swoich dzieciach? Zapominala o moich urodzinach, o komunii, o egzaminach. A ja się dzięki niej uczyłam samodzielności. Ale jest jakaś granica!
-Mamo.... zbliżają się święta. Dzisiaj był nasz ostatni dzień.-powiedziałam bawiąc sie rękawiczkami. Blondynka spojrzała na mnie dziwnie po czym puścila ciche "aha".-Nie ma co. Idę do domu.-puściłam, po czym spowrotem zalożylam czapkę, szalik i rękawiczki.-Cześć.-zwinęłam jej z biurka klucze od domu, wzięlam przemoczony plecak i ruszylam w kierunku windy. Ponownie ten cały rytuał i znów byłam na dworze. Postanowilam jednak, że nie idę na pieszo. Widząc zblizający się autobus, pobiegłam na pobliski przystanek. Autobus jednak zatrzymał się juz przy mnie. Weszlam do samochodu, o ile można go tak określić, skasowałam bilet i usiadlam na miejscu. Trzy przystanki i byłam pod swoim, ukochanym domem. Wyszłam z śmierdzącego auta i weszłam do bloku. Szara, murowana podłoga, zielona pomazane ściany, rozwalające się schody i drzwi, które jako jedyne były w miarę znośne pomimo tego cholernego ciągłego skrzypienia. Zajrzałam do skrzynki. Nic nie przyszło. Pognalam na trzecie piętro. Otworzyłam brązowe, solidne drzwi i weszłam do ciepłego domku. Plecak rzuciłam gdzies obok kaloryfera, podobnie jak kurtkę i całą tą resztę. Weszłam do salonu i walnęlam się na kanapę. Cisza. Zero dźwięków ani nic. Jedynie słychać mój oddech. Czyli fajnie. Wszyscy w robocie, a dzieciory chodzą po mieście. Leniwie przekręciłam sie na bok i sięgnęłam po pilota od telewizora. Włączyłam to zakichane pudlo i już po chwili po całym mieszkaniu rozchodziły się dźwięki piosenki Adele. Wstałami poczłapałam do kuchni. W lodowce świeciło pustkami i jedyne co w tej chwili mogłam zjeśc to jablko ze szkoły. Zrezygnowana udałam się spowrotem do salonu i tym razem rzuciłam się na podłogę. Dywan miekki, w psiej sierści.... no właśnie..... gdzie mój pies. Wstałam i rozejrzałam się po salonie. Nic.
-Lola!-krzyknęlam. Zero rekcji. Podeszlam do drzwi mojego pokoju. Przystawiłam ucho i usłyszalam szemranie. Otworzylam biale drzwi i wybiegł do mnie mój ukochany owczarek. Pogłaskalam ją po czym weszłam do pokoju. Niebieskie ściany pokryte plakatami pod ktorymi stoją jasno brązowe szafki. Po przeciwnej scianie od drzwi jest okno za biala zasłonką a pod oknem moje niepościelone łóżko, a na nim laptop. Szafka nocna jest zawalona w plyty i książki, a także i w moje śniadanie. Na dywanie masa psich kudłów. Standart. Zawsze mój pokoj tak wygląda. Zamknęlam drzwi i poszlam do pokoju mamy. Tutaj wszystko jest na swoim miejscu. Nieskazitelna biela na ścianach, pościelone lózko i ogólnie każda rzecz jest idealnie postawiona. Tu także zamknęlam drzwi i poszlam do salonu. Zbliżają sie święta a ja mam bajzel w pokoju. Zrobie cos szalonego! Posprzątam. Wyciągnęlam z szafki odkurzacz, jakieś buteleczki z jakimiś plynami i scierkę. Z tym wszystkkim pognalam do pokoju. Moje "śniadanie" powędrowało do zlewu i przy okazji odgłosiłam TV na maksa. Laptop poszedł na biurko, ksiązki i plyty na półkę, moje ciuchy do szafy, łóżko zostało pościelone. Sięgnęlam po odkurzacz i zaczęlam czyścić dywan z psich kudłów. Potem wyczyściłam tymi płynami meble i mogłam stwierdzić, że pokoj posprzątany. Odtsawiłam wszystko na miejsce, ściszyłam TV po czym poszłam się przebrać.
Schowałam plecak do szafki biurka, zwinęłam kasę z mojej skarbonki i schowałam do kieszeni. Załozyłam na siebie ciuchy wierzchnie, zdjęlam smycz i przypięłam psa. Wbiegłam jeszcze do salonu, wyłączyłam TV po czym zamykając mieszkanie udałam się do sklepu.
~~Jesy~~
Przynajmniej oni nie kłamią. Nie djak mi choć cien szansy na to że się wybiję. O tak. Moi rodzice. Jestem po kolejnej kłotni z nimi. Kocham śpiewać ale daleko mi do gwiazdy. Chodzę bezkierunkowo po tym Londynie jak jakiś menel a oni nawet nie zadzwonią. Nie spytaja się czy nic mi nie jest. Trudno. Zauważyłam Jade idącą z psem i z torbami. Podbiegłam do niej i chwyciłam smycz.
-Pomogę ci.-powiedzialam uśmiechając się. Dziewczyna rzucila szybkie "hej" i nastała między nami cisza. Widać było, że coś ja dręczy ale wolalam nie pytać. Zawsze nam mowiła, że tak czy siak nie powie. Kocham Jade, jest ona dla mnie jak siostra ale czasami mam ochote ja po prostu zabić. Doszłyśmy do jej bloku po czym dałam jej smycz. Znowu się nie odzywala tylko patrzyla w swoje buty.
-Dzięki. Za pomoc.-powiedziala po czym schowala sie do budynku. Wzruszyłam ramionami po czym skierowalam się do domu.A w nim jak zazwyczaj kłotnia o to, że nie powinnam się szwędać jak biedaczka tylko ze powinnam sobie meża znaleźć i iść na studia. Mieli troche racji, ale męza..... no bez kitu. Zamknęlam sie w pokoju i probowalam ich ignorować.
~~Jade~~
Rozłożyłam zakupy po kuchni, po czym wzięlam sie za gotowanie obiadu. Spaghetti chyba wystarczy. Makaron wrzuciłam do gotującej się wody, a sos na patelnię. Kiedy wszystko się zrobiło nałożyłam sobie na talerz, wzięlam puszkę coli i usiadłam przy bialym stole, pokrytym ceratą. Wszałam to wszystko, pozmywalam, dałam trochę psu i mogłam powiedzieć, że jestem juz wolna. Nałozyłam jeszcze na talerz procje dla mamy i schowalam do lodówki. Napisałam na karte, że obiad ma naszykowany, połozylam na stole i poszlam do siebie. No tak. Zanim się obejrzalam mam godzinę 20.00. Pognałam do łazienki, szybko się umyłam po czym przebrałam w białą, długą bluzkę. Włączyłam pralkę i wyszlam z tej klitki. Wyłączyłam wszystkie światła, zasloniłam rolety. Mamie zostawiłam zapaloną lampkę na korytarzu. Weszlam do swojego pokoju, połozyłam się w łóżku, w moich nogach połozyla się Lola. Po paru minutach zasnęlam wykończona.
_____________________
Jakoś tak dziwnie mis ię te słowa układają. Wina klawiatury, myszki i WordPada.... ugh.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz